Gabriel Michalik Gabriel Michalik
1549
BLOG

Rosyjskiemu Przyjacielowi na pytanie o Auschwitz - odpowiedź

Gabriel Michalik Gabriel Michalik Polityka Obserwuj notkę 18

Mój Przyjacielu!

W Muzeum Auschwitz oburzył Cię brak napisów w języku rosyjskim przy eksponatach; byłeś zawiedziony tym, że anglojęzyczna przewodniczka (na tę władającą językiem rosyjskim nie mogłeś się doczekać) urwała swoją opowieść o tym strasznym miejscu, zmuszając Ciebie do zadania pytania, kto to piekło na ziemi zamknął; kto wyzwolił Auschwitz. Napisałeś do mnie, że po zakończeniu zwiedzania, sfotografowałeś się na tle oświęcimskiej bramy z osobiście przywiezioną rosyjską flagą w dłoni. Że było to dla Ciebie ważne.

Na koniec zapytałeś, co o tym wszystkim myślę.

Spróbuję Ci odpowiedzieć.

Sytuacja sowieckich żołnierzy wyzwalających Auschwitz była niesłychanie dramatyczna. Ta armia, wkraczająca do Polski w 1939 roku na mocy sojuszu z nazistowskim reżimem Hitlera, nie po to napadła na zachodniego sąsiada, aby wyzwalać, lecz po to, aby rozszerzyć Gułag do linii Bugu, a później – na świat cały. Paradoks w tym się zawiera, że armia ta, posłana po to, aby niewolić narody, nie mogła dokonać swego dzieła bez wygnania z Polski konkurencyjnego budowniczego „raju na ziemi” (raju na milionach ludzkich kości), z którym już od 1941 wszelkie więzy przyjaźni i współpracy zostały przez Sowiety zerwane. Stąd też armia posłana by czynić zło, uczyniła w latach 1944 i 1945 wielkie dobro, oszczędzając życie tych wszystkich, których reżim nazistowski skazał już na śmierć, a wobec których wyroku nie zdążył wykonać. Dla sowieckiego kierownictwa istotny był zapewne efekt propagandowy, pokazanie światu, że nie jedynie Sowiety mają łagry, że jego imperium nie tylko potrafi niszczyć i zniewalać, może się bowiem zdarzyć, ze w zetknięciu z innym demonem stanie się... wyzwolicielem.

Dla żołnierzy Armii Czerwonej, wśród nich, dla tych 240 ludzi, którzy polegli zdobywając Auschwitz, ich zadanie było jednoznaczne. Oni szli tam nie jako żołnierze demona, ale jako wyzwoliciele. I wyzwalali! To, że za cenę ich krwi moskiewski reżim zniewoli na 45 lat połowę Europy, nie było sprawą ich świadomego wyboru, nie oni zadbali o to, by z „wyzwolonych” ziem, bydlęcymi wagonami wprost na lodową śmierć pojechali polscy patrioci. Żołnierze Armii Czerwonej wiedzieli, że za drutami Auschwitz są LUDZIE, siedem i pół tysiąca ludzi, spośród milionów więzionych tam i mordowanych; siedem i pół tysiąca mężczyzn, kobiet, dzieci i starców, których nazistowski demon, przegrywający już bój o Europę ze swoim sowieckim konkurentem, nie zdążył zamordować. I tym ludziom żołnierze Armii Czerwonej nieśli ratunek, życie. Nie nieśli wolności, gdyż sami jej nie mieli.

27 stycznia możemy czcić Dobro i Życie. Data ta przypomina, że nawet w warunkach totalnego zła, że nawet na polu bitewnym, na którym walczą ze sobą dwa straszne demony, jest szansa na dobro i współczucie, gdyż demony posługują się ludźmi, a gdzie jest człowiek tam dobro i współczucie nie są wykluczone.

27 stycznia 1945 roku był dniem triumfu dobra nad złem. Diabelskie siły rzucające przeciw sobie potężne armie, nie były w stanie zapanować nad tym, co w człowieku dobre.

 

* * *

W Polsce wiele mówimy o II wojnie światowej, o okupacji, o Zagładzie naszych żydowskich sąsiadów, o Powstaniu Warszawskim. Pamiętamy o tych tragicznych zdarzeniach. Pamiętamy też o Workucie, Gułagu, Katyniu.

W Rosji – inaczej. Tragedia, jaką był Związek Sowiecki, śmierć milionów ludzi w łagrach, pamięć największych zbrodni w dziejach ludzkości, wypychana jest poza zbiorową świadomość. Organizacje, które pragną o łagrach przypominać są rugowane z publicznej debaty, jak choćby „Memoriał” uznany przez władze za „zagraniczną agenturę”, by podać tylko ten jeden przykład.

Być może dobrze jest móc zapomnieć, że człowiek stworzył coś tak okropnego jak Workutę, Magadan, Norylsk czy właśnie Auschwitz, a pamiętać tylko o tym, że znalazł się ktoś, kto te wrota piekieł zamknął.

Ludzkość, raz wymyśliwszy jakieś draństwo, jakiś sposób siania zła, nie porzuci go; wróci doń, czy to za lat dziesięć, czy za sto, gdy tylko warunki będą po temu odpowiednie. Przypominanie o tym, że zło było, wcale nie jest szczepionką na zło. Ludzi morduje się zresztą zazwyczaj w imię nośnego propagandowo dobra – w imię czystości rasy, szczęścia milionów, budowy raju na ziemi. Nowy Gułag czy nowe Auschwitz może powstać choćby jutro, a za deklarowany cel mieć to, by nigdy więcej nie dopuścić do Gułagu czy do Auschwitz.

Czyja polityka historyczna, czyje „zarządzanie zbiorową pamięcią” jest lepsze? Nie wiem.

Dowiedzą się tego zapewne dzieci naszych dzieci.

 

* * *

Ale znowu sprawa napisów rosyjskojęzycznych wydaje się pozostawać z boku,

Mój Przyjacielu!

Trzydzieści lat temu, czyli wtedy gdy jako dziesięciolatek, po raz pierwszy i dotąd jedyny, odwiedziłem Auschwitz, napisy po rosyjsku były. Tak w każdym razie to zapamiętałem. To było jeszcze w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, dziwacznego tworu poltycznego, udającego niepodległe państwo, sterowanego jednak nie z Warszawy, ale z Kremla i realizującego politykę sowiecką, antypolską.

Muszę Ci wyjaśnić, że u nas z rosyjskojęzycznymi napisami jest pewien zasadniczy problem. Po 1989 roku, kiedy wyzwalaliśmy się stopniowo spod sowieckiej okupacji, wszystko, co rosyjskie na kilka lat zeszło do „podziemia”. Polska musiała odreagować 45 lat „przymusowej miłości” do okupanta. O ile w Auschwitz brak napisów ma, choćby dla Ciebie, wymiar przede wszystkim symboliczny, o tyle na przykład brak analogicznych napisów w polskich pociągach, bywa źródłem wielkiej niewygody i nieporozumień. Wszak, spośród wszystkich cudzoziemców podróżujących polskimi kolejami, to ludność rosyjskojęzyczna (Białorusini, Ukraińcy, rzadziej – Rosjanie) stanowi grupę najliczniejszą. Tak więc, poza napisami po polsku i angielsku (język międzynarodowy) przydałyby się napisy po rosyjsku. Na szczęście kilka lat temu odreagowanie okupacji zaczęło przygasać, i w pociągach pojawiły się napisy w języku rosyjskim.

Nie ma co ukrywać. Polacy bywają pamiętliwi, małoduszni i zarozumiali (bywają też wielkoduszni i skromni). W sprawie napisów dochodzą, jak myślę, do głosu akurat te mniej chwalebne cechy. Co do napisów w pociągach – ich brak był kłopotliwy. Co do napisów w Auschwitz – ich brak jest dla mnie źródłem wstydu, chciałbym bowiem należeć do narodu ludzie wielkodusznych, odważnych, wyzbytych małostkowości. Ale, sam widzisz, że wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. I jestem pewien, że mogę się odwołać z kolei do Twojej wielkoduszności, w której Polakom, tak ciężko doświadczonym nazistowską a potem sowiecką okupacją, wybaczysz to zaniedbanie.

W każdym razie, ilekroć się znajdziesz w Polsce, pamiętaj, że jest tu jeden Polak, który zawsze chętnie przetłumaczy Ci na rosyjski to, co będzie do przetłumaczenia.

 

Z prazdnikom Teba!

 

Gabriel Michalik

 

.

P.S. Powyższy skrót mojego listu do Przyjaciela zamieszczam tu pomijając dane osobowe mojego korespondenta. I nie po to to publikuję, aby wyjaśnić polskim Czytelnikom, co działo się 27 stycznia 1945 roku, ale po to, by dać znać, co wydarzyło się kilka dni temu na Uralu, gdy mój przyjaciel usiadł do komputera i na czterech stronach maszynopisu zapisał swoje wzburzenie po wizycie w Auschwitz. Stąd też wywód mój może jawić się naiwnym, oczywistym. Tu jednak idzie o pytanie, nie o odpowiedź.

gabrielmichalik[at]wp.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka